Archiwum grudzień 2004


gru 31 2004 Jaki byl ten rok czyli podsumowanie minionych...
Komentarze: 1

2004-12-31

Trzeba przyznac, ze ten rok byl intensywny, wiele sie dzialo. Wiec czas to podsumowac:) A wiec, moze po kolei:            

                      *Najgorszy Sylwester w moim zyciu (spalam do 11:45 i poszlam spac o 12:15, moj brat spal takze, mama ogladala telewizje, tata w szpitalu:])  

                      *Warsztaty taneczne w ferie (odkrycie nowej pasji - taniec nowoczesny - pomoglo na depresje, ktora mialam po tym, jak M. ze mna zerwal, poznianie Mikolaja, pani Eweliny, ludzi z Orzesza)

                       * Dramatycznie przejscia z M.(dostanie i przeczytanie jego pamietnika, list i jego proba samobojcza, ponowne bycie razem)

                        * Triduum Paschalne w Pszczynie (Poznanie Kamila, wspaniale spedzone 3 dni)

                        * Moje 18 urodziny (impreza w Zameczku, dostanie Mysi:), lekkie zawiedzenie sie na M.)

                        * Imprezy u Moniki (pierwsze powazne sciemy co do przebywania w nocy poza domem)

                        * Koniec roku szkolnego (pierwsze swiadectow bez paska:/)

                        * Cudowne 2 tygodnie wakacji: 1 tydzien w Raclawicach, 2 tydzien w Krakowie (poznanie nowych ludzi, odnowa duchowa, watek romansowy z Rudim, co oczywiscie schrzanilam:/)

                         * Festiwal im. Ryska Riedla:)

                         * Poznanie D., Mr., P. i B. na urodzinach Agnieszki (moj pierwszy kac:])

                         * Tyska Noc Filmowa spedzona z D. i Mr.

                          *Zerwanie z M.(szkoda, ze tak pozno:/)

                          * Urodziny D. (za duzo piwa, zatrucie ciastem i szybki koniec romansu na drugi dzien)

CDN...

arien : :
gru 29 2004 "Drzewo"
Komentarze: 2

2004-12-29

        Promienie slonca z trudem przebijaly sie prze geste korony drzew, aby choc troche oswietlic to, co skrywal w sobie las. Cisza, spokoj, ptasi spiew. Spokojnie szemrzacy strumien, chlod porannego powietrza, orzezwiajaca won lasu. Stala pod drzewem.  Spojrzala na nie i spytala:

                - Dlaczego?

Drzewo nie odpowiedzialo.  Zadala ponownie pytanie, tym razem jednak jej glos przybral na sile.

               - Dlaczego????

Glucha cisza. Gdzies z glebi lasu odezwal sie ptasi krzyk. Wtulila swa twarz w chropowata kore i wyszeptala:

               - Dlaczego tak musi byc???

Drzewo wciaz uparcie milczalo. Mimo lez wylewanych na jego kore, pozostalo gluche i nieczule. Nagle zwiesilo smutno swe galezie. W lesie zaszumialo, drzewa zgodnym chorem zaczely swa zalobna piesn...

         Otworzyla oczy. Spojrzala w gore - to samo drzewo, a jednak jakby cos sie zmienilo. W oddali ujrzala cos, jakby swietlista postac idaca w jej kierunku. Gdy swiatlo sie zblizylo, odwrocila sie. Poznala go. Usmiechniety jak kiedys. Jak kiedys...Ale przeciez to juz przeminelo. To juz tylko wspomnienie. A moze jednak? Moze zmienil zdanie, zatesknil, wrocil, moze nadal kocha, moze kochal zawsze...Nagle znow zerwal sie wicher. Postac rozpostarla potezne, biale skrzydla. Wygladal niczym aniol.

            - Dla mnie zawsze nim byles - wyszeptala czule i usmiechnela sie.

Jego skrzydla delikatnie otulily jej cialo, a jego usta przywarly do jej warg. Znow poczula, ze jest dla niego calym swiatem..."Kocham Cie" - uslyszala wsrod szumu drzew.

      Otwarla oczy. Ujrzala las - byl taki jak przedtem, zanim on przyszedl. Byl tylko troche bardziej ciemny i smutny.

          - Wiec to byl tylko sen??? Czy byles snem?? - rozpaczliwie wykrzyczane pytanie, niesione prze echo, brzmialo w calym lesie.

          - Czy byles snem, czy byles snem, czy byles snem...

         - Kocham Cie - uslyszala wsrod szelestu dzrew.

Odwrocila sie. Nie bylo juz pieknego drzewa, lecz tylko jego resztki, jak gdyby uderzyl w nie piorun

         - Kocham Cie...

Wsrod zczernialych galezi ujrzala biale pioro...

 

DEDYKACJA: dla  Crythy i Dotyku Aniola:)

 

 

 

      

arien : :
gru 29 2004 Inny swiat...
Komentarze: 2

2004-12-29

Dzieki Sz. ostatnio odkrywam nowe znaczenia slowa "byc razem". Nie przezywam jakis wielkich, wznioslych przezyc, a jednak tak calkiem po ludzku jest mi dobrze. Od chocby dzisiaj. Poszlismy razem do OBI, bo Sz. potrzebowal deski na polki na kasety. I tak sobie chodzilismy, ja mu pomagalam wybierac, przy okazji marzylam o zmianie wygladu pokoju (na pomaranczowo-zolto-czerwony:)). Zreszta kiedys w innym sklepie wymyslalismy nasz domek - taki super-wypasiony, drewniany i wogole:) Potem poszlismy do niego, on robil polke, a ja mu pomagalam (chociaz musial sie niezle denerwowac kiedy ogladalam dokladnie kazda srubke, nakretke itp., jak o malo co nie popsulam mu miarki, jak pytalam sie co do czego jest i po co wogole:D) - nawet zrobilam 3 dziurki wiertarka:D A potem ukladalam mu kasety - alfabetycznie i wedlug roku wydania. A potem zjedlismy kanapki, ktore zrobila jego mama (z papryka - mniam, dzieki niemu polubilam marynowana papryke, a wczesniej nienawidzilam papryki). To byl naprawde mily dzien. Poprostu takie zwykle czynnosci, jesli robie sie je we dwoje nabieraja innego charakteru. Drobne pieszczoty, czule spojrzenia, gesty...wszystko takie inne. Zaczynam rozumiec, dlaczego ludzie chca zamieszkac razem.

arien : :
gru 28 2004 Autodiagnoza...
Komentarze: 4

2004-12-28

Wczoraj doszlam do bardzo odkrywczych wnioskow, az dziwie sie, ze dopiero teraz. A mianowicie odkrylam, czemu podobaja mi sie "emocjonalni popaprancy". Wszystkiemu winne sa kompleksy. Moj byly M. i D. maja pewne cechy wspolne - obaj sa w pewien sposob wrazliwi, niezaradnio zyciowo, chwiejni emocjonalnie. A ja, no coz...przeszlam juz tyle w zyciu, ze chyba nic nie jest w stanie mnie zabic (w mysl zasady - co mnie nie zabije, to mnie umocni). Ale drecza mnie kompleksy, niskie poczucie wlasnej wartosci etc. A wiec gdy znajduje sobie wlasnie takiego "biednego" chopaczka, to po pierwsze zaczyna mnie on cholernie pociagac i uaktywnia sie moj instynkt opiekunczy (dlatego tez "slinie sie" i wyje z zachwytu nad kazdym malym i kochanym zwierzaczkiem). Wiec opiekuj sie takim facetem, chce mu pomoc i niby wszystko jest ok. Moj instynkt opiekunczy jest zaspokojony, moje ego takze, ale po pwenym czasie wlacza sie moja chora ambicja. Bo stawiam sobie za glowny cel, aby z takiego "osobnika" zrobic ideal. I tu zaczynaja sie schody. Zaczynam wiecej wymagac, czasami tego, czego on nie moze zrobic i nie zrobi, wtedy sie denerwuje, znowu czuje sie bezsilna, do niczego i znow poczucie wlasnej wartosci maleje. Wzrasta konfliktowosc zarowno moja jak i jego, co rodzi klotnie, wybuchy agresji itp. Ja wtedy rojnuje sie psychicznie, on ze mna nie wytrzymuje. A co sie dzieje, gdy spotykam inny typ faceta? Ano poprostu uciekam...W wakacje spotkalam takiego jednego. R. byl madry (III rok na historii), porzadny, uprzejmy, silny psychicznie, ogromnej wiary. Swietny chlopak. I co najwazniejsze podobal mi sie, a jemu. Ale co sie wtedy stalo? No jak to co, ja wszystko schrzanilam. Spotkalismy sie z 2 razy, a potem juz sie nieodezwalam. Dlaczego? Bo przestraszyla mnie ta jego doskonalosc, bo czulabym sie przy nim gorsza...I tak samo jest teraz z Sz. Jest naprawde dobry, silne fizycznie, psychicznie, opiekuje sie mna, a ja wciaz uciekam...Moje serce pragnie facetow slabych, rozum chce faceta, ktory sie mna zaopiekuje. I jak to pogodzic???Jakie to wszystko nienormalne...

arien : :
gru 27 2004 "Get up, get out do something - how will...
Komentarze: 1

2004-12-27

Sz. jest niemozliwy - w pozytywnym znaczeniu tego slowa. Nie wiem, skad on bierze tyle cierpliwosci do mnie i wogole. W sobote narozrabialam - bylam na imprezie u P., gdzie byl Mr., B. i...D. Sz. wiedzial o tym, nie chcial ze mna isc, bo ich nie lubi. I mial po mnie przyjsc. Ja z soba mialam wino z jezyn. Mialo byc wszystko ok, a hmmm...glupio wyszlo, ale sie upilam. Wstyd mi za to strasznie, ale ja naprawde tego nie chcialam. Chociaz na tej imprezie paru rzeczy sie dowiedzialam. A wiec po pierwsze: D. podobala sie jedna dziewczyna w pracy, ale dala mu kosza, a teraz bedzie sie z nia spotykal Mr.; po drugie: D. obserwuje moje opisy na gg tak samo uwaznie jak ja jego, zauwazyl, ze mialam piosenke "Za pozno" Kaiser Walzer, a po za tym rzucil tak (w formie zartu raczej), ze ja dalej sie w nim durze (zeby on wiedzial, ze trafil). Ale najgorsze bylo, jak Sz. przyszedl po mnie, a ja bylam zalana...Potem, na drugi dzien powiedzial mi, ze mial ochote sie odwrocic i pojsc sobie, ale nie zrobil tego...Wogole dziwie sie, ze mi to wybaczyl. Ja sama sobie tego nie moge wybaczyc...Wzial mnie na drugi dzien do lasu, na jego jedne z ulubionych miejsc, pogadalismy, zobaczylismy sarenki biegnace...Za to wszystko musze mu dac szanse, moze to ja sie na niego zamykam...

arien : :