2004-10-04
Wczoraj bylam u Sz. Ogladalismy "Milczenie owiec". Fajny film, chociaz ksiazka byla lepsza. Zreszta nie dokonca potrafilam sie skupic tylko na filmie...ehhh...bo obok mnie lezal Sz. Tak mialam ochote sie do niego przytulic...:) Ale wbrew moim oczekiwaniom nic z tych rzeczy nie zaszlo. Wogole caly czas myslalam co z tym buzi, bo nie chcialam przypominac o tym, zeby nie wyszlo, ze to ja chce, bo nigdy nic nie wiadomo, moze on to pisal na jaja. Jak wychodzilismy to stwierdzil, ze cos mi mial dac, tylko zapomnial co...Dziwne. Potem jak szlismy, to gadalismy na temat tego naszego wypadu do lasu. No i on spytal, co z tym jego buzi. Ja sobie tylko pochichotalam, bo mialam w planie dac mu buzi, ale w czolo, zeby go podenerwowac:P On stwierdzil, ze te buzi ma byc takie ladne:] Stanelo na tym, ze dostanie je pod klatka. Gadalismy pod ta klatka jeszcze troche, oczywiscie spoznilam sie do domu (11 min), zreszta Sz. nie chcial, zebym juz szla. Co najlepsze, wyrwalo mu sie (on tak czasami na glos mysli:] ), ze M. (moj byly), jest glupi i ze pewniebedzie mial waty, ze on...i tu urwal. Moze nie przytoczylam tego dokladnie, ale sens jest taki (przynajmniej dla mnie), ze M. bedzie mial mu za zle, ze chodzi (jak juz bedzie) ze mna:D Spytalam niewinnie o co mu chodzi. on na to, ze nic, ze ja tego nie slyszalam. No to ja poslusznie znowu glupia i nawina udawalam, ze nie wiem o co chodzi:) W koncu musialam isc. Znowu bulo: co z moim buzi? Juz nie mialam czasu, bo blam spozniona, wiec dalam mu odrazu buzi w usta...ON skomentowal to "No, ladne" (bo w koncu chcial ladne buzi) i poszlam. Serce potem walilo mi niesamowicie przez pol nocy, krecilo mi sie w glowie, poprostu odlot...chyba sie zakochalam:) A wogole to wczoraj w gazecie czytalam wlasnie artykol na temat milosci, ktora ma swoj poczatek w przyjazni, czy mozna sie zakochac w przyjacielu i czy warto. Byly tam takie symptomy zakochania i coz, wiekszosc z nich to ja mam. Chyba faktycznie wpadlam w to po uszy, ale juz nie chce sie przed tym bronic:) Dzisiaj powinnam dostac od niego smsa jak z jutrem, bo idziemy do mojego bylego po mojego miska (takiego wielkiego psa). Bo kiedys dalam mu na przechowanie tego psiaka, bo ja nie mam go gdzie trzymam, za duzo jest, a moj byly mial wielgachny pokoj. A teraz Sz. sam chcial go miec u siebie, wiec pojdziemy po niego. Co prawda ja nie wiem gdzie Sz. go postawi, ale to jego problem:P Ja sie z tego ciesze. bo u Sz. bedzie piesek bezpieczniejszy - M. go chyba maltretowal (zle ten misiek wygladal, taki jakis splaszczony:/) Tylko nie wiem jak mam sie teraz wobec Sz. zachowac, czy to buzi cos zmienilo w naszych ukladach, czy jeszcze nie. Dlatego tak to sobie musze wszystko wykombinowac, zeby to on sie musialm pierwszy przywitac, a potym to bede wiedziala (chyba) wszystko. Poprostu z Sz. to nie taka latwa sprawa, widze, ze sie do tego wszystkiego zabiera, tylko nie wiem, czy ma jakis konkretny plan, czy poprostu nie zabardzo wie jak to wszystko zorganizowac.