Najnowsze wpisy, strona 21


gru 29 2004 Inny swiat...
Komentarze: 2

2004-12-29

Dzieki Sz. ostatnio odkrywam nowe znaczenia slowa "byc razem". Nie przezywam jakis wielkich, wznioslych przezyc, a jednak tak calkiem po ludzku jest mi dobrze. Od chocby dzisiaj. Poszlismy razem do OBI, bo Sz. potrzebowal deski na polki na kasety. I tak sobie chodzilismy, ja mu pomagalam wybierac, przy okazji marzylam o zmianie wygladu pokoju (na pomaranczowo-zolto-czerwony:)). Zreszta kiedys w innym sklepie wymyslalismy nasz domek - taki super-wypasiony, drewniany i wogole:) Potem poszlismy do niego, on robil polke, a ja mu pomagalam (chociaz musial sie niezle denerwowac kiedy ogladalam dokladnie kazda srubke, nakretke itp., jak o malo co nie popsulam mu miarki, jak pytalam sie co do czego jest i po co wogole:D) - nawet zrobilam 3 dziurki wiertarka:D A potem ukladalam mu kasety - alfabetycznie i wedlug roku wydania. A potem zjedlismy kanapki, ktore zrobila jego mama (z papryka - mniam, dzieki niemu polubilam marynowana papryke, a wczesniej nienawidzilam papryki). To byl naprawde mily dzien. Poprostu takie zwykle czynnosci, jesli robie sie je we dwoje nabieraja innego charakteru. Drobne pieszczoty, czule spojrzenia, gesty...wszystko takie inne. Zaczynam rozumiec, dlaczego ludzie chca zamieszkac razem.

arien : :
gru 28 2004 Autodiagnoza...
Komentarze: 4

2004-12-28

Wczoraj doszlam do bardzo odkrywczych wnioskow, az dziwie sie, ze dopiero teraz. A mianowicie odkrylam, czemu podobaja mi sie "emocjonalni popaprancy". Wszystkiemu winne sa kompleksy. Moj byly M. i D. maja pewne cechy wspolne - obaj sa w pewien sposob wrazliwi, niezaradnio zyciowo, chwiejni emocjonalnie. A ja, no coz...przeszlam juz tyle w zyciu, ze chyba nic nie jest w stanie mnie zabic (w mysl zasady - co mnie nie zabije, to mnie umocni). Ale drecza mnie kompleksy, niskie poczucie wlasnej wartosci etc. A wiec gdy znajduje sobie wlasnie takiego "biednego" chopaczka, to po pierwsze zaczyna mnie on cholernie pociagac i uaktywnia sie moj instynkt opiekunczy (dlatego tez "slinie sie" i wyje z zachwytu nad kazdym malym i kochanym zwierzaczkiem). Wiec opiekuj sie takim facetem, chce mu pomoc i niby wszystko jest ok. Moj instynkt opiekunczy jest zaspokojony, moje ego takze, ale po pwenym czasie wlacza sie moja chora ambicja. Bo stawiam sobie za glowny cel, aby z takiego "osobnika" zrobic ideal. I tu zaczynaja sie schody. Zaczynam wiecej wymagac, czasami tego, czego on nie moze zrobic i nie zrobi, wtedy sie denerwuje, znowu czuje sie bezsilna, do niczego i znow poczucie wlasnej wartosci maleje. Wzrasta konfliktowosc zarowno moja jak i jego, co rodzi klotnie, wybuchy agresji itp. Ja wtedy rojnuje sie psychicznie, on ze mna nie wytrzymuje. A co sie dzieje, gdy spotykam inny typ faceta? Ano poprostu uciekam...W wakacje spotkalam takiego jednego. R. byl madry (III rok na historii), porzadny, uprzejmy, silny psychicznie, ogromnej wiary. Swietny chlopak. I co najwazniejsze podobal mi sie, a jemu. Ale co sie wtedy stalo? No jak to co, ja wszystko schrzanilam. Spotkalismy sie z 2 razy, a potem juz sie nieodezwalam. Dlaczego? Bo przestraszyla mnie ta jego doskonalosc, bo czulabym sie przy nim gorsza...I tak samo jest teraz z Sz. Jest naprawde dobry, silne fizycznie, psychicznie, opiekuje sie mna, a ja wciaz uciekam...Moje serce pragnie facetow slabych, rozum chce faceta, ktory sie mna zaopiekuje. I jak to pogodzic???Jakie to wszystko nienormalne...

arien : :
gru 27 2004 "Get up, get out do something - how will...
Komentarze: 1

2004-12-27

Sz. jest niemozliwy - w pozytywnym znaczeniu tego slowa. Nie wiem, skad on bierze tyle cierpliwosci do mnie i wogole. W sobote narozrabialam - bylam na imprezie u P., gdzie byl Mr., B. i...D. Sz. wiedzial o tym, nie chcial ze mna isc, bo ich nie lubi. I mial po mnie przyjsc. Ja z soba mialam wino z jezyn. Mialo byc wszystko ok, a hmmm...glupio wyszlo, ale sie upilam. Wstyd mi za to strasznie, ale ja naprawde tego nie chcialam. Chociaz na tej imprezie paru rzeczy sie dowiedzialam. A wiec po pierwsze: D. podobala sie jedna dziewczyna w pracy, ale dala mu kosza, a teraz bedzie sie z nia spotykal Mr.; po drugie: D. obserwuje moje opisy na gg tak samo uwaznie jak ja jego, zauwazyl, ze mialam piosenke "Za pozno" Kaiser Walzer, a po za tym rzucil tak (w formie zartu raczej), ze ja dalej sie w nim durze (zeby on wiedzial, ze trafil). Ale najgorsze bylo, jak Sz. przyszedl po mnie, a ja bylam zalana...Potem, na drugi dzien powiedzial mi, ze mial ochote sie odwrocic i pojsc sobie, ale nie zrobil tego...Wogole dziwie sie, ze mi to wybaczyl. Ja sama sobie tego nie moge wybaczyc...Wzial mnie na drugi dzien do lasu, na jego jedne z ulubionych miejsc, pogadalismy, zobaczylismy sarenki biegnace...Za to wszystko musze mu dac szanse, moze to ja sie na niego zamykam...

arien : :
gru 25 2004 Wraz z Dzieciatkiem przyszla wiosna...:)
Komentarze: 3

2004-12-25

W zasadzie od wczoraj nic sie w moim zyciu nie zmienilo, nie nastapily zadne nieoczekiwane zmiany - wszystko po staremu. A jednak...a jednak jest inaczej. Patrze za okno, a tam prawie wiosna - Bozego Narodzenia w wiosne jeszcze nie przezylam. Ale to dosc optymistyczne:] Nic sie nie zmienilo, problemy nie znikly, ale czuje sie lepiej. Jakos lzej mi na duszy, czuje chlodny wiosenny powiew - znak, ze wszystko powoli dazy do odzycia, ku lepszemu. Moze wiosna mego zycia jest juz za rogiem, moze...:)

 

arien : :
gru 24 2004 Niech wiara zagosci, nadzieja zagosci, niech...
Komentarze: 6

2004-12-24

     "Aniol odpowiedzial jej << Duch Swiety zstapi na Ciebie i moc Najwyzszego okryje Cie cieniem. Dlatego tez Swiete, ktore narodzi sie, bedzie nazwane Synem Bozym. A oto rowniez krewna Twoja, Elzbieta, poczela w swej starosci syna i jest juz w szostym miesiacu ta, ktora miano za nieplodna. DLA BOGA BOWIEM NIE MA NIC NIEMOZLIWEGO>>" Lk 1,35-37

      Dla Boga bowiem nie ma nic niemozliwego...A ja chce tego, co niemozliwe, wiec tylko Bog moze mi pomoc. "Niech Wiara zagosci, Nadzieja zagosci, niech Milosc zagosci w nas" - tego wam wlasnie zycze: wiary, nadziei i milosci. Wiary - bo daje sile, aby zyc, nadziei - bo ona pozawala zyc, gdy wszystko traci sens, milosci - bo ona jest trescia i istota zycia...Ja potzrebuje takze tych trzech rzeczy, szczegolnie nadziei - mowi sie, ze nadzieja umiera ostatnia i tak jest, moja nadzieja umarla dzis - bo rozmawiajac z D. dowiedzialam sie, ze jest smutny z powodu dziewczyny, z ktora pracuje, a wiec o mnie juz zapomnial...Smutno mi, bo ja ciagle go nosze w swoim sercu...Moze maly Jezusek, ktory dzis sie narodzi w raz z Soba wniesie do mojego serca odrobine nadziei...W koncu dla Boga nie ma nic niemozliwego...

                         

arien : :