Komentarze: 2
2004-12-29
Dzieki Sz. ostatnio odkrywam nowe znaczenia slowa "byc razem". Nie przezywam jakis wielkich, wznioslych przezyc, a jednak tak calkiem po ludzku jest mi dobrze. Od chocby dzisiaj. Poszlismy razem do OBI, bo Sz. potrzebowal deski na polki na kasety. I tak sobie chodzilismy, ja mu pomagalam wybierac, przy okazji marzylam o zmianie wygladu pokoju (na pomaranczowo-zolto-czerwony:)). Zreszta kiedys w innym sklepie wymyslalismy nasz domek - taki super-wypasiony, drewniany i wogole:) Potem poszlismy do niego, on robil polke, a ja mu pomagalam (chociaz musial sie niezle denerwowac kiedy ogladalam dokladnie kazda srubke, nakretke itp., jak o malo co nie popsulam mu miarki, jak pytalam sie co do czego jest i po co wogole:D) - nawet zrobilam 3 dziurki wiertarka:D A potem ukladalam mu kasety - alfabetycznie i wedlug roku wydania. A potem zjedlismy kanapki, ktore zrobila jego mama (z papryka - mniam, dzieki niemu polubilam marynowana papryke, a wczesniej nienawidzilam papryki). To byl naprawde mily dzien. Poprostu takie zwykle czynnosci, jesli robie sie je we dwoje nabieraja innego charakteru. Drobne pieszczoty, czule spojrzenia, gesty...wszystko takie inne. Zaczynam rozumiec, dlaczego ludzie chca zamieszkac razem.