Archiwum 16 lutego 2005


lut 16 2005 My...czyli ja i ON...
Komentarze: 2

2005-02-16

Walentynki minely polowicznie dobrze...w pewnym momencie niestety powrocilo do mnie echo przeszlosci, co spowodowalo drobne spiecie pomiedzy mna a Sz., ktore wieczorem osiagnelo punk kulminacyjny - w skrajnej depresji, zaplakana poszlam spac, chlipiac w uszy mojego pluszowego zajaca. Ale wczoraj na szczescie wszystko sobie wyjasnilismy, a wlasciwie ja mu wszystko wyjasnilam i jest ok, a moze nawet lepiej niz wczesnie, gdzies to w nas sprawilo, ze bardziej chyba doceniamy siebie, tak mi sie wydaje...To byla nasza jak narazie najwieksza sprzeczka. Moze i dobrze, ze tak wyszlo, bo bylismy troche nierzeczywisci - zawsze bezproblemowi, beztroscy, nieklocacy sie. Kazdy zwiazek przechodzi spiecia, ale czasami takie przejsciowe klopoty potrafia go cementowac...Ostatnio ulegam dziwnym nastrojom - moze to wina ksiazek jak czytam ("Ferdydurke", "Granica", "Szewcy"), jakis pesymizm mnie ogarnia, bezwladnosci ciala, duszy, nierobstwo, chec pograzenia sie w niebycie...poprostu potrzebne mi sa 2 tygodnie wakacji, na ktorych bym nic nie robila, spala do ktorej chcialabym i na nic bym sie nie uczyla, ale coz, to jest niemozliwe...Ostatnio poprostu gubie sie w swoim zyciu, tak po prostu...jak w labiryncie bez wyjscia...

arien : :