Komentarze: 0
2004-10-22
Wczoraj bylam na koncercie. Trzeba przyznac, ze bylo swietnie, podobalo mi sie, chociaz ja takiej muzyki nie slucham:) Tylko, ze zlapalam dola, a wszystko przez....D. Sz. byl w mlynie, a siedzialam przy stoliku. Przyszedl D. Juz wczesniej zauwazylam ze zerka na mnie. Siedzielismy razem, a potem on spytal mnie czy jestem szczesliwa. Ja dalam wymijajaca odpowiedz, ze to zalezy - roznie bywa. W koncu spytal wprost czy jestem szczesliwa z Sz.,odpowiedzialam, ze roznie, bo w sumie tak jest. A on wtedy scisnal moja reke i powiedzial :"To badz". I poszedl. No a ja zaczelam myslec nad tym czy jestem szczesliwa. I doszlam do wniosku, ze nie. Sz. jest fajny i nie moge powiedziec, ze mi z nim zle, ale...chyba nie ma pomiedzy nami chemii, tego charakterystycznego "iskrzenia". Wiem, ze krotko go znam i milosc nie przychodzi tak od razu, ale...chyba ciagle mocno w glowie siedzi mi D. I wydaje mi sie, po jego zachowaniu, spojrzeniach itd., ze pomimo wszystkiego, co sie wydarzylo, to moze ja tez nie jestem mu obojetna. To glupie, bo D. bardzo malo znam, a we mnie wyzwala conajmniej 230V jak jestem z nim:) A poza tym jest jeszcze kwestia tego, ze Sz. (tak mi sie wydaje) dalej kocha V. Moze sie do tego nigdy nie przyzna, ale ja to widze. Niby mowi, ze jej nienawidzi, ale wiem, ze to meska urazona duma. Wracajac gadalismy troche o dolach, pod klatka troche o samobojstwach i takich myslach. Powiedzialam mu, ze jak M. ze mna zerwal to mialam duzo takich mysli i ze tylko samobojstwo z milosci bylabym w stanie zrozumiec. A on stwierdzil, ze wlasnie dlatego nie warto sie za bardzo angazowac. Ja podsumowalam to co powiedzial pytaniem, czy warty jest zwiazek bez zaangazowania, a on sie na to rozesmial. I tu widze problem, bo ja predzej czy pozniej sie zaangazuje, a on chyba nie ma zamiaru. Dla mnie zwiazek bez zaangazowania nie ma sensu. Wyslalam D. jeszcze na koncercie smsa, ze jednak nie jestem szczesliwa. Dostalam od niego odpowiedz jak wracalam z Sz. do domu. Napisal, ze jak jestem nieszczesliwa z Sz. to po co to ciagnac i ze w stosunku do mnie on dal dupy i ze mozemy o tym pogadac, jesli chce. A ja chyba chce. Nie wiem dlaczego, ale z D. dobrze mi sie gada. Ufam mu i byc moze pozwolilabym sobie na calkowita szczerosc. A z Sz. to nie jest tak, ze jestem nieszczesliwa, jest mi dobrze, ale mam swiadomosc, cos mi tak mowi, moj jakis wewnetrzny glos, moze kobieca intuicja, o ktorej wiem, ze nie nalezy jej lekcewazyc, ze z tego i tak nic nie bedzie, ze tylko go skrzywdze, ze i tak go nie pokocham, bez wzgledu na to jak dlugo bedziemy ze soba. A D. ma jakas magie w sobie, ktora mnie oczarowal...ehhh Niestety Sz. chyba zauwazyl, ze moje przygnebienie ma cos wspolnego z D., jak pisalam smsa pytal sie do kogo, odpowiedzialam, ze do kolegi, nie chcialam go denerwowac. Przypuszczam, ze moze Sz. widzial spojrzenia D., moze tez widzial, jak odchodzil z mojego stolika, a moze poprostu to czuje, ze pomiedzy nami cos bylo i moze jeszcze gdzies tam jest. Zreszta ani D. ani M. on nie lubi, przypuszczam, ze jest o nich zazdrosny. I co ja mam teraz zrobic????? Chyba faktycznie bede sie musiala umowic z D. na rozmowe, nawet jesli konkretnie to nic nie zmieni, to przynajmniej mi ulzy. "Listen to your heart..."