Ya murió la cucaracha...:)))
Komentarze: 0
2004-03-11
Wczoraj w koncu pogadalam z M. Szkoda tylko, ze tak krotko i na klatce, lae nie mielismy gdzie. Do domu spozilam sie jakies 30 min, no i haja oczywiscie byla. Ale co do rozmowy z M. nie bylo tak zle, powoli sie otwieral. Bedziemy to kontynuowac, grunt, ze chyba sie troche do tego przekonal, bo sie nie wykrecal na nastepna rozmowe, tylko powiedzial, ze sie umowimy konkretnie w niedziele, jak sie zobaczymy. A ja za ten czas napisze mu list, bo pewnie pogadam znim dopiero we wtorek, a chce zeby do tego czasu pewne rzeczy sobie przemyslal, bedzie nam latwiej gadac o tym. Bardzo mnie ta rozmowa z nim podniosla na duchu. Poruszylismy tez temat Boga. On nie wierzy, uwaza ze po smierci nic nie ma. Ja mu powiedzialam, ze mam dowody w swoim zyciu na istnienia Boga. On spytal: jakie? To bylo dobre pytanie. Odpowiedzialam mu, ze najwazniejszym dowodem dla mnie jest to, ze wierze. Ja , osoba kiedys prawie nie wierzaca, chodzaca do kosciola, bo mam kaze i sa fajni ministranci. Gdyby nie to, ze trafilam na odpowiedni kosciol, moment i ludzi, to pewnie teraz bylabym albo ateistka labo satanistka, albo bym juz nie zyla, bo bym popelnila samobojstwo. On i tak nie byl przekonany. Stwierdzil, ze to nic nie daje, a to wlasnie, wiara, daje bardzo wiele. Dla mnie to wazna rzecz w zyciu, to pomaga w takich chwilach,jakie przezywa M. Bog to Nadzieja, to Milosc, Bezpieczenstwo, Zycie. Zabawne, jego niewiara utwierdza mnie w mojej wierze. Paradoks, ale prawdziwy. M. powiedzial, ze nigdy nie bedzie wierzacy. "Nigdy nie mow nigdy" kiedys to mi napisal i to mu powiedzialam, jego wlasne slowa. Mam nadzieje, ze kiedys uwierzy. I wierze, ze moge mu pomoc wyjsc z tegi jego dolka. BO Milosc ma wielka moc...
Dodaj komentarz