Kolejny rok...
Komentarze: 0
2006-12-31
Dziś tak szczególna data...więc napiszę coś. Ehhhh, tak dawno tu już nie zaglądałam. Ale doba ma dla mnie za mało godzin, nawet brak mi czasu na sen (zazwyczaj 4-5 h), a co dopiero czasu na pisanie tutaj. Krótko podsumuje ten rok: mimo wszystko udany i dobry. Spełniły się moja 2 wielkie marzenia:
1) schudnąć - jeśli nie być szczupłą, to choć normalną. I chyba się udało...ważyłam, jeszcze rok temu (dokładnie pod koniec styczznia będzie rok odkąd zaczęłam się odchudzać) 73,6 kg, teraz 52. I chyba w miarę normalna jestem 0 wchodzę w upragnione 36 (góra to chyba nawet 34), w biodrach mam mniej niż 90, w talii wymarzone 60 cm. To mój wielki sukces, nie było łatwo, ale dopięłam swego. Chciałabym za rok napisać, że wciąż jestem normalna, a nie znów gruba.
2) Mam psa - już chyba z 1,5 miesiąca. Mały już 7 miesięczny shi-tzu - Ciapek (kiedyś wkleje zdjęcie). I na dodatek za darmo (koleżanka z pracy od mojej kumpeli musiała go oddać, a mi udało się przekonać mamą i teraz jest z nami - rodzicę go uwielbiają, ja zresztą też). Mój kochany łobuz - nie wyobrażam już sobie domu bez jego słodkiej mordki;) Kocham go tak strasznie, bo naprawdę od zawsze chciałam psa:)
Poza tym nareszcie jestem studentką, choć ostatnio zastanawiam się - wszyscy mi wmawiali, że studia są fajne, że to będą najlepsze lata mojego życia. Taaaa....ostatnio to ja się zastanawiam czy to nei jest jakaś kara, tylko nie wiem za co:/
Ale ten rok miał też złe wydarzenia i to takie, które niestety przeciągną się na nowy rok. Generalnie stres - zabija mnie - dosłownie i w przenośni. Jestem strasznie zestresowana, niedosypiam, źle wyglądam, brak mi witamin, energii...najgorsze jest to jak odreagowuje ten stres... ED, czyli zaburzenia odżywiania. Kompulsy - napady, których nie umiem powstrzymać, coś mnie zdenerwuje i zanim się obejrzę, już jestem po 10 kromkach chleba...przyczyny nie tkwią w głodzie czy obżarstwie, ale w głowie...nie radzę sobie poprostu. Odpadam. Byłam zawsze jedną z najlepszych, ale teraz wymiękam. Nie mam już siły. Ale nie to jest najgorsze...boję, czy nie skończy się to bulimią...napady swoją drogą, ale potem są reakcje na ten napad...zdarzają się wymioty (czasami po 5 dni pod rząd, nawet czasem 2 razy dziennie), herbatki przeczyszczające, półgłodówki...może powinnam z tym walczyć pójść do lekarza...ale kolejny paradoks - na razie nie potrafię, bo wierzę, że poradzę sobie sama, że jeszcze jestem na tm etapie, że mogę sama z tego wyjść...i oby tak było. Tego sobie właśnie życzę na Nowy Rok - uwolnić się od tego syfu, być znów szczęśliwą. Bo najgorsze, że oprócz tego, że to niszczy moje zdrowie (pocharatane gardło, właśnie mnie boli od 2 dni i kaszle, zniszczone nabłonki w gardle, pękające naczynka w nosie, blizna na dłoni - wiele tego), to jeszcze bardziej niszczy to moją psychikę - izoluję się, unikam ludzi, znajomych, chodzę smutna, na nic nie mam siły ani ochoty. Ale mam nadzieję, że wyjdę z tego, póki nie jest za późno..
A Wam życzę wszystkiego dobrego, by w Nowym Roku spełniły się Waszę marzenia - te małe i duże, realne i nierealne, mądre i głupie. Bo marzenia są przecież nie tylko po to, by o nich marzyć, ale przede wszystkim, by je spelniać:)
Dodaj komentarz